Maciej Gajek Maciej Gajek
80
BLOG

Marcinkiewicz się miota

Maciej Gajek Maciej Gajek Polityka Obserwuj notkę 1

Kazimierz Marcinkiewicz wraca do życia publicznego. Po sześciu tygodniach medialnego milczenia wystąpił we wczorajszym programie Doroty Wysockiej-Schnepf "Z refleksem" w telewizyjnej Jedynce. Udzielił także wywiadu dzisiejszemu "Dziennikowi". Wciąż nie wiadomo jednak, po co. Po co milczał i po co teraz to milczenie przerwał.

"Miałem nadzieję, że gdy powiem, że wycofuję się z życia publicznego, to dziennikarze to uszanują. Byłem naiwny. Skoro i tak będzie się o mnie mówić, to lepiej, by odbywało się to z moim udziałem"- odpowiedział były premier pytany o przyczyny nagłej odmiany. Dzień wcześniej w swoim blogu napisał prośbę do dziennikarzy, by "zostawili go w spokoju i przestali szukać mu zajęcia". "Dziś jestem osobą prywatną, uszanujcie to. Proszę. Nie pcham się Wam w kamer i sitek. Lubię Was i staram się być kulturalnym. Nie wykorzystujcie tego. Radzę sobie w życiu przez ostatnie 47 lat, poradzę sobie też dziś. Czego i Wam życzę, choć – znów proszę – nie moim kosztem" - zakończył swój apel były premier.

Premier jak panienka z serialu

Marcinkiewicz tłumaczył, że wylał na blogu irytację spowodowaną ciągłymi spekulacjami na jego temat: "Zobaczyłem w telewizji, jak jeden z uznanych publicystów mówił, że mogę zostać choćby kuratorem oświaty w Jeleniej Górze. To przelało czarę goryczy". Powiedział też, że jest zniechęcony do PKO BP i mógłby poszukać szczęścia za granicą.

Co Marcinkiewicz będzie robił w przyszłości - tak naprawdę nie wiadomo. Wiadomo, że kluczowa będzie jego przeszłość. Najpierw ustąpił, okazując swoją zależność i poddaństwo szefostwu Prawa i Sprawiedliwości. Potem zaczął popełniać kolejne błędy - dziwny konflikt z Zytą Gilowską, szukanie pracy w bankowości. Kiedy przystąpił do konkursu na prezesa PKO, wycofał się natomiast z życia politycznego, naiwnie licząc, że będzie mógł w spokoju poświęcić się pracy, która - jak sam deklaruje - pochłania go bez reszty. Potem zaś dziwił się, że dziennikarze prześcigają się w spekulacjach na jego temat i oburzał, że mówią nieprawdę. Jednak skoro on sam odmawiał wypowiadania się we własnej sprawie, w jego sprawie zaczęli wypowiadać się inni. I mieli do tego prawo, bo - wbrew temu co były premier pisze w swoim blogu - nie jest i już nigdy nie będzie osobą prywatną.

Rację mają publicyści, złośliwie komentujący prozę pamiętnikarską Marcinkiewicza. Piotr Najsztub, którego z kamerą poprosiliśmy o komentarz, po przeczytaniu premierowskiego elaboratu skrzywił się i powiedział "poruszające". Podczas nagrania zwrócił się zaś bezspośrednio do byłego premiera. "Panie Kazimierzu! Wszystko fajnie, ale to prośba spóźniona o półtora roku. Trzeba było nie zostawać premierem. A tak - będzie pan miał na już zawsze na karku". Podobnie zareagował Robert Mazurek, który stwierdził, że KM zachowuje się jak aktoreczka z serialu, która niby nie chce, by o niej pisano, ale po trzech dniach medialnej ciszy, narzeka, że traci popularność.

Przyszły lider czy przyszły prezes?

Wyraźnie widać, że z Marcinkiewiczem dzieje się coś niedobrego. Najpierw zawiodło go wyczucie polityczne, potem to, czemu zawdzięczał swoją popularność jako premier - PR czyli umięjętność robienia wokół siebie pozytywnego zamieszania. W miejscu sympatycznego człowieka grającego z dziećmi w piłkę, krzyczącego "yes, yes, yes" i sypiącego bon-motami, mamy nieco smutnego, byłego prawie prezydenta Warszawy, prawie-prezesa banku, miotającego się między chęcią pozostania szarym człowiekiem a poczuciem konieczności obecności w mediach. Może zamiast samemu decydować o kolejnych ruchach, trzeba było zapytać autora swojego medialnego sukcesu - Kondrada Ciesiołkiewicza.

Także politycy przyznają, że Marcinkiewicz przegrał. Paweł Śpiewak widzi byłego premiera jako "autora pamiętników". Maciej Płażyński chętnie widziałby go jako lidera nowej formacji politycznej, ale nie wierzy, by się na to odważył. To ciekawe, bo sam Płażyński jest wymieniany obok Jana Rokity i Kazimierza Marcinkiewicza jako przyszły lider "nowej Platformy Obywatelskiej".

Sam KM na razie zaprzecza, by miał tworzyć nową formację. Ale zaraz dodaje, że taki ruch miałby sens kilka miesięcy przed wyborami, gdy będzie działał "efekt świeżości". Nie zarzeka się jednak, że nigdy nie przystąpi do budowy nowej partii. Dzisiaj bardziej prawdopodobny jest jednak inny scenariusz. KM zostanie członkiem zarządu PKO, zaś wybór nowego prezesa PKO zostanie odłożony na kilka miesięcy, by dać byłemu premierowi czas na zdobycie doświadczenia. A wtedy nowa partia przestanie mu być potrzebna.

(opublikowano także na www.gajek.eu)

Pracował m.in. w TVP S.A. Publikował m.in. w "Ozonie". Miłośnik sernika, ludzkich historii i logicznego myślenia.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka